poniedziałek, 14 grudnia 2015

Zaprzęg Świętego Mikołaja na Zamku

Cześć!

   W ostatni weekend, na Zamku Książąt Pomorskich odbył się jarmark świąteczny. I oczywiście nie zabrakło tam i mnie :-)


   Impreza obejmowała dziedziniec zamku i niektóre sale. Było naprawdę mnóstwo ludzi i sporo atrakcji. Cieszę się z tego weekendu, bo od dawien dawna nie miałam okazji uczestniczyć w czymś takim. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, jarmark (akurat mało świąteczny) odbywał się regularnie na ulicy Jagiellońskiej. Gromadziło się tam wówczas mnóstwo ludzi. Lata temu tradycja ta wygasła.
   Dlatego, kiedy tylko dowiedziałam się, że na zamku odbędzie się jarmark, ba, świąteczny (!), postanowiłam się tam wybrać.
I nie żałuję. Na dziedzińcu można było nabyć miód i wyroby z wosku, pieczywo, wędliny, zabawki. Można było zjeść ciepłą zupę, napić się gorącej czekolady. Wszystko to w rytm wygrywanych kolęd, w mega świątecznym nastroju.






   Cały zamek był pięknie przystrojony światełkami, na dziedzińcu stały udekorowane choinki, karuzela, a w poszczególnych salach odbywały się warsztaty dla dzieci oraz kiermasz z rękodziełem, którego nie mogłam ominąć.
Znalazłam tam takiego oto przesłodkiego misia i natychmiast się w nim zakochałam!


Uwielbiam rękodzieło. Sama świadomość tego, że ktoś włożył w wykonanie takiego przedmiotu mnóstwo pracy i serca, sprawia, że jakoś bardziej docenia się efekt. Owszem, jestem fanką misiów wszelakich, ale jest ogromna różnica między maskotką wytwarzaną hurtowo w fabryce, a taką uszytą ręcznie w domowym zaciszu. Miś, którego widzicie na zdjęciu był najsłodszy ze wszystkich. Popatrzcie na jego minę :-)

   W sali obok można było podziwiać również dzieła najmłodszych - szopki.



   Jednak chyba największą atrakcją były renifery. I przyznam szczerze, że to głównie one sprawiły, że odwiedziłam zamek w te dni.



Od razu muszę powiedzieć, co mi się tutaj nie podobało. Nie znam się może na reniferach, ale wydaje mi się, że zwierzęta te średnio cieszyły się z uczestnictwa w imprezie, mimo zapewnień ich opiekuna, że są to zwierzęta w pełni udomowione i towarzystwo ludzi nie wpędza je w żaden, nawet najmniejszy stres... Sama nie wiem. Oba renifery stały bardzo blisko ogrodzenia, moim zdaniem zbyt blisko. Każdy bez problemu mógł je dotykać i niepokoić. Dodatkowo linki, którymi były one przywiązane, były bardzo krótkie i znacznie ograniczały zwierzętom swobodę ruchu.




Dodatkowo zdecydowanie oburzył mnie fakt, że odwiedzający zagrodę, nie byli absolutnie pouczeni odnośnie robienia zdjęć! Połowa ludzi błyskała więc zwierzętom fleszem po oczach. Zupełnie tego nie rozumiem. Po pierwsze - nikomu nie jest przyjemnie, kiedy po oczach błyska się lampą, a po drugie - zdjęcia z użyciem lampy błyskowej są...delikatnie mówiąc kiepskie. W jakim celu? To chyba głównie niewiedza. Ale skąd ta nieświadomość, jeśli każdy z nas ma oczy i wie doskonale jakie to uczucie? Nie będę chyba tego dociekać...
Tak czy siak, udomowione czy też nie, nie sądzę, aby te dwa osobniki spędziły miło czas na krótkim sznurku, narażone na ciągły dotyk "z zaskoczenia" przez ogrodzenie, stojąc tam wiele godzin i sikając pod siebie, bonusowo mając przed oczami niemal nieustający stroboskop z lamp aparatów i telefonów... Sorry, musiałam się przyczepić. Jeśli w grę wchodzi komfort zwierząt, nie mogę udawać, że wszystko jest pięknie i bez skazy. Troszkę skojarzyło mi się to z cyrkiem, z jedną różnicą. Tu nie było tresera, który nękałby zwierzęta jakimś "treserskim sprzętem".
Robiąc zdjęcia, starałam się więc trzymać odpowiedni dystans, aby nie niepokoić reniferów. Od czego mam przecież zoom...






   Piosenka na dziś, mało świąteczna, ale jakoś po mnie chodzi. Linkin Park - What I've done. Idealna do refleksji...

 

   Na dziś to wszystko. W najbliższym czasie pokażę Wam co udało mi się kupić na stoiskach z rękodziełem. Bo przecież nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie kupiła :-)


   Życzę wszystkim miłego poniedziałkowego wieczoru :-)
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz